maluję siebie po sobie w dziurze po wenflonie
otrzepuję swoje włosy grafitowe do popielniczki
po bożemu żegnam się z rodziną w urodziny krzyż 
stawiam na drogę i odchodzę

pustka pustka pustka pustka pustka pustka pustka
zapchana dziura brudną szmatą a więc pejzaż natury 
naturystycznej nieboszczyk odwraca się nie pochowany w grobie
i grzebie w mojej otwartej ranie zgniłymi palcami dłubie sobie
kulkę z mojej duszy
dlaczego go to bawi

poprawia mnie kopnięcie w skroń 
i jest mi tu dobrze 
naprawia mnie ostrzem wbitym pod kątem
czterdziestu pięciu stopni